Wielka Brytania nie ma wrogów czy przyjaciół, ale ma wyłącznie interesy

W Polsce niektórzy są przekonani, iż na paradę zwycięstwa, która odbyła się w Londynie 8 maja 1946 r., nie zaproszono oddziałów reprezentujących sojuszniczą armię polską podległą rządowi Rzeczpospolitej Polskiej na Uchodźstwie. Natomiast znakomita większość nie zaprząta sobie tym głowy, bo tematu nie zna, czyli znajduje się on poza horyzontem jej zainteresowań. Zatem temat notki jest dla tych niektórych, którzy uważają, że z jakichś, mało konkretnych względów, wypadałoby o tym wiedzieć.

Ale wzmiankowane na wstępie przekonanie jest błędne, gdyż oddziały te zostały zaproszone, tyle że na 24 godziny przed paradą, a więc w terminie nie praktykowanym w relacjach pomiędzy cywilizowanymi krajami. Oczywiście, ze względu na niespotykaną specyficzność  formy wystosowanego zaproszenia, oddziały polskie z niego nie skorzystały. W ramach solidarności w paradzie nie wzięli udziału również zaproszeni wcześniej polscy generałowie oraz lotnicy.

Termin wystosowania zaproszenia był już w zamierzeniu upokarzający dla żołnierzy na wychodźstwie,  gdyż  Polska miała być reprezentowana przez LWP z racji nieformalnego zapytania skierowanego do gen. Michała Łyżwińskiego, znanego szerzej jako Rola-Żymirski, o to czy zechcieliby być reprezentowani na paradzie. Ponieważ dowództwo LWP nie udieliło odpowiedzi, ówczesny rząd labourzystowski , który czekał do ostatniej chwili na deklarację ze strony Warszawy, zdecydował się na zaproszenie „faszystowskiego” segmentu polskich wojsk, czyli  tego pozostającego pod dowództwem  gen. Władysława Andersa.

Cynizm i podłość rządu JKM okazana w sprawie defilady 1946 r., powtórzyła się dwadzieścia lat później przy okazji pogrzebu gen. Tadeusza „Bora” Komorowskiego, dowódcy AK i ostatniego Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Cechy te zademonstrowane  w 1946 r., miały przynajmniej za podstawę określone rachuby polityczne, gdyż w Londynie liczono najwyraźniej na urzeczywistnienie hasła „Anglik - Moskal dwa bratanki". Może nie oczekiwano czegoś w rodzaju idylli, ale wyraźnie stawiano na wysoce korzystną współpracę z imperium Stalina.

W roku 1966 r. mogłoby się wydać, że względy, którymi kierowano się dwie dekady wcześniej, zdążyły już się zdezaktualizować. Ale akurat nie w kwestii ostentacyjnego lekceważenia Polaków przez rząd brytyjski, tym razem poprzez basowanie warszawskiemu rządowi Gomułki. Było to jaskrawym dowodem na to, że Whitehall całkowicie nie liczy się z opinią polskich środowisk antykomunistycznych, jednakowo tak  emigracyjnych jak i krajowych.
Przedstawiciele rządu brytyjskiego najpierw oświadczyli, że decyzję o nieuczestniczeniu w pogrzebie gen. Tadeusza  „Bora” Komorowskiego powzięto po dokładnym rozważeniu sprawy, a następnie dodali uzasadnienie, że skoro ten generał po 20-letnim pobycie w Anglii, zmarł już jako człowiek prywatny,
 to nie można rościć prawa do oficjalnych honorów wojskowych, pomimo iż władze brytyjskie nadal doceniają jego zalety żołnierskie. No i te władze nie przysłały na pogrzeb żadnego z oficjeli, nawet z tych pośledniego stopnia.

Obłuda tego uzasadnienia odsłania się w całej okazałości. Otóż zasłanianie się tym, że gen. Bór umarł jako człowiek prywatny jest zwykłym, nieudolnym i cynicznym krętactwem. W 20 lat po zakończeniu wojny generałowie w stanie spoczynku, o ile nie pełnią funkcji państwowych, umierają jako osoby prywatne. Podobna polityka często bywa określana  jako bezinteresowne świństwo.

Źródło:  Silva rerum („Wiadomości” londyńskie,  Nr 1070 z 1966 r.)